sierpnia 20, 2015

Agility, czyli jak znaleźć sens życia między hopką a tunelem

Pewnie część z Was wie (a może i nie?), że od jakiegoś czasu bawimy się z Morem w agility. Ostatnio zaczyna nas wciągać jeszcze bardziej, do tego stopnia, że pod koniec sierpnia jedziemy na zawody. Ale może interesuje Was, jak to robimy, biorąc po uwagę Mora wielkość? Dlaczego nie wybrałam czegoś innego?

fot. Milena Patan
Nasza przygoda z tym spotem zaczęła się bardzo niewinnie. W zasadzie to nie był dla nas wtedy sport, a bardziej coś, co fajnie się razem robi. Tak po prostu, hopka z PCV, pies bez jakichkolwiek podstaw, tyczka na 60cm i jedziemy... Nie! Tak szybko, jak zaczęłam robić takie "treningi" stwierdziłam, że sensu to za bardzo nie ma. Moro ciągle zrzucał tą nieszczęsną tyczkę, ja się denerwowałam, a on stresował. Patrząc z perspektywy czasu bardzo się cieszę, że "obraziłam" się na ten sport. Jeszcze zrobiłabym psu krzywdę.
Po jakimś czasie jednak zaczęłam szukać informacji w internecie (no bo gdzieżby indziej). Trafiłam na kilka fajnych stron, z których udało mi się pare rzeczy wywnioskować. Sporo też wyciągnęłam z YT i w pewnym momencie naszej "kariery", kiedy musiałam działać sama, to właśnie youtube obrazował nasze cele, do których dążyliśmy. Ale tym razem powoli, budowałam podstawy i Morowi, i sobie.
Było to ok. 1,5 roku temu, kiedy zaczęliśmy robić świadomość ciała, wzmacnianie mięśni i inne fajne ćwiczonka. Oczywiście minęło sporo czasu zanim spersonalizowałam ćwiczenia, jednak to, co robiliśmy wcześniej zapewniło nam fajny start. Ze zrzucanymi tyczuniami borykaliśmy się dość długo, w zasadzie problem praktycznie zanikł dopiero jakiś miesiąc temu, po pewnym przemeblowaniu psiego (i ludzkiego również ;)) móżdżku. Na seminarium z Paulą Gumińską, które się właśnie wtedy odbyło, zdałam sobie sprawę (dopiero teraz!) jaki wpływ mają różne aktywności na psi organizm. Był to dla nas krok milowy, dzięki temu semi, a właściwie dzięki Gumishi, naprawdę fajnie nam się teraz biega :)
fot. Milena Patan
Do takich pięknych skoków doszliśmy dzięki konsekwencji w ćwiczeniach nie na hopkach, ale... na jednaj tyczce. I na desce. I na drzewach. Uogólniając, zaczęłam wykorzystywać to, co proponuje mi otoczenie jednocześnie pamiętając, jaki jest cel tego, co robimy. Skończyły się bezsensowne wiewióry w nieskończoność. Nie było już mowy o braku rozgrzewki czy cool down, a sam trening też był wcześniej przemyślany. Bo po co powtarzać zostawanie na starcie (opanowane napięcie, to jest talent agilitowych psów!), skoro to mamy zrobione? Lepiej podłubać w rozróżnianiu stron, wysyłaniu czy przy outach, bo nad tym powinniśmy popracować. Strategia każdego treningu, konsekwencja i cierpliwość - to okazało się gwarancją sukcesu. Oczywiście bez wielu mądrych osób by się nie udało ;)

No dobra, ja tu o skokach, zwrotach i nie wiadomo czym, a mój pies waży ponad 40kg! 
To prawda, ale to w żaden sposób nie wyklucza go ze sportowego życia. Nie jest chory, nie ma problemów z układem ruchu. Znam Mora ograniczenia, nie pędzę po sukces, zapominając o zdrowiu mojego psa. Bezpieczeństwo jest najważniejsze.
 Agility jest dla nas po prostu świetną zabawą. Mamy swoje cele, bo po pewnym czasie po prostu chce się więcej. Jednak przy tym wszystkim trzeba zachować umiar, nawet, jeżeli biegacie z dużo lżejszymi psami. Bo po co przedobrzać, a potem mieć kalekiego psa? 

Wiecie, co jest najfajniejsze w agility? Nie? Na pewno wiecie! Moim zdaniem to samo, co w każdym innym sporcie kynologicznym - poczucie jedności z tak innym od nas stworzeniem. I świadomość, że oboje świetnie się bawimy biegając razem :)

Dla mnie ten sport pełni jednak jeszcze jedną ważną funkcję - Moro otwiera się na świat i zyskuje pewność siebie. Na torze wie, co go czeka i czego się spodziewać. A co go czeka? Wesołe pląsy i pyszne żarełko, ot co! :)

Na blogu będę na bieżąco opisywać nasze sukcesy, cele i sposoby na różne elementy toru. Od czasu do czasu pojawiać się też będę filmiki :)

fot. Asia Korbal


A Wy uprawiacie jakieś sporty ze swoimi psami? Jak to się u Was zaczęło? :)



3 komentarze:

  1. Na obozie zrobiliście na mnie mega wielkie wrażenie, dużo się zmieniło od kiedy Was poznałam w Tułowicach. Podziwiam Cię za to, że tak dobrze znasz swojego psa, potrafisz o nim tyle opowiedzieć i wkładasz tyle serca w pracę nad nim, Moro jest genialnym psem, zrobił na mnie największe wrażenie! :)
    Głaski dla Mora od Majczika ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo :)

      To prawda, od naszego pierwszego obozu wiele się zmieniło. Dużo pracy włożyłam w tego psa, cieszę się, że widać efekty ;)

      Usuń
  2. Ah, kiedyś zaczęliśmy agi, takie prowizoryczne drewniane hopki, palisada i kładka. Nic szczególnego, jednak bardziej spodobało nam się fri i głownie to jest teraz numerem jeden :)

    OdpowiedzUsuń