grudnia 22, 2015

Doceń to, co masz.

Nigdy nie wiemy co, kto i w jaki sposób nas zainspiruje. Wiecie - sprawi, że spojrzymy na niektóre rzezy inaczej. Mnie wiele razy tak "oświecono" , ale to, o czym chcę dzisiaj opowiedzieć, wpłynęło na mnie jak nic nigdy wcześniej.



Jeżdżąc komunikacją miejską czy chodząc po mieście często nawiązuję rozmowy z ludźmi, którym Moro się spodobał. A bo taki grzeczny, ładny... Zazwyczaj jednak kończy się na pytaniu o rasę i wyciąganiu łapek. Ale ten jeden raz rozmowa potoczyła się inaczej.

Wsiadamy z Morem do autobusu w ostatniej chwili. Przedostajemy się na przód pojazdu, w kierunku biletomatu. Ja trochę kombinuję, chcąc kupić bilety na cały dzień jak najmniejszym kosztem, a psa mam obok. Tuż za nami siedzi starsza pani trzymająca choinkę. Patrzy za okno, nic nie mówi. Po wykonaniu szybkich obliczeń wklikałam co trzeba i czekamy, aż nam się bilety wydrukują. W chwili, kiedy się obróciłam, Pani X wyciągała rękę, aby pogłaskać Mora. W takich momentach nie bywam uprzejma - nie życzę sobie, żeby ktoś dotykał mojego psa bez pytania. Ale Moro sam się do pani przysunął, a ona delikatnie pogłaskała go pod brodą. Bilety wydrukowane, siadam obok. Po chwili Pani się odzywa: "Też kiedyś takiego miałam... tylko, że sukę...". Ocho - pomyślałam - znowu to samo: miałam takiego, tylko, że innego i właściwie to był spaniel bez łapy. Co mnie to obchodzi? Ale słyszę, że żwawa staruszka kontynuuje: "Bo wiesz, dziecko, ja to w Warszawie całe życie spędziłam. Podczas wojny byłam pewnie w twoim wieku, kiedy służyłam w Szarych Szeregach." - i tu mi szczena opadła. Pani nie wyglądała wcale na osobę, która mogłaby pamiętać II Wojnę Światową. Ale pamiętała... "Moja mama była pielęgniarką i pomagała rannym. Nigdy nikomu nie pozwoliła umrzeć samotnie, na ulicy. Każdemu starała się pomóc, a ja chciałam być taka jak ona - dobra i bezinteresowna. Tylko, że za każdym razem, kiedy wychodziłam na ulicę, pakowałam się w kłopoty. Moja mama bała się mnie samą wypuszczać, więc nie wychodziłam. Nie miałam nigdy rodzeństwa, więc nie miał kto mi towarzyszyć. Nieraz się wymykałam, a potem dostawałam po uszach. Ale nie chciałam chciałam poddać i uparcie uciekałam z ciasnej kamienicy. Biedna mama nie wiedziała już, co ze mną robić." I tu stop - do tego momentu nie ogarniałam, jaki to ma związek z moim psem! Jednak, kontynuując: "Tak się złożyło, że mój tata często jeździł do wuja po jedzenie i leki. Wiedziałam, że wuj ma psy, ale nigdy nie przywiązywałam do tego uwagi. Raz, po powrocie, zaczęli z mamą długo rozmawiać. Bardzo długo. Kiedy wyszli, zachowywali się, jak gdyby nigdy nic. Dopiero po tygodniu dowiedziałam się, o czym tak roprawiali: wracając z kolejnego weekendu i wuja mój tata przywiózł ze sobą małego szczeniaka. Był prawie cały czarny. Nie docierało do mnie, że to suka i że nie zostanie czarna na zawsze - nazwałam ją Czarnulek i nikt nie mógł mi przetłumaczyć, żebym zmieniła to imię. Chodziłyśmy po mieście razem, była moją najlepszą przyjaciółką. Przeżyłyśmy ze sobą dwa piękne lata. Niestety na jednym ze spacerów została przejechana przez samochód, a ja nie mogłam jej pomóc. Pamiętam ją po tych wszystkich latach, Czarnulek była jedynym stworzeniem, które tak bardzo kochałam. Dopóki ze mna była, nie doceniałam jej tak bardzo, jak wtedy, gdy już jej zabrakło. Dlatego proszę, ciesz się z tego, że masz tak cudownego przyjaciela. Nikt ci nie może obiecać, że jutro nie wydarzy się żaden wypadek. Patrz częściej w te brązowe oczy, to one wiedzą o tobie najwięcej. Kochaj go najbardziej na świecie i DOCEŃ TO, ŻE GO MASZ." W tym momencie zbierałam już szczękę z podłogi i powstrzymywałam się jak tylko mogłam, żeby nie wybuchnąć płaczem. Ta Pani przekazała mi coś, co wszyscy powinniśmy wiedzieć - że nasze psy żyją, niestety, bardzo krótko. Naprawdę powinniśmy cieszyć się z każdej wspólnej chwili. Z tej śliny na nowych spodniach, kłakach w porannej kawie, pazurkach sstukających rytmicznie o podłogę, pochlapanej podłogi wokół miski... Cieszmy się tymi małemi rzeczami, każdym spojrzeniem w mądre psie oczy. Nie możemy być pewni, czy to nie będzie ostatnie spojrzenie w oczy naszego przyjaciela. Przytulcie się teraz do swoich futrzaków, skupcie się tylko na nich. Wierzę, że Wasze psy znaczą dla Was tyle, ile dla mnie Moro. Nie zapominajcie o nich w tej świątecznej krzątaninie, ani w ogóle - nigdy. I doceńcie Wasze pieski.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz