marca 19, 2016

FreeXowe Zawody Treningowe 27.02.

27.02. braliśmy udział we FreeXowych Zawodach Treningowych. Było to już ładne trzy tygodnie temu, ale kilkoro z Was kopało mnie w doopkę, żeby ta notka powstała, więc oto jest! :) Zapraszam do lektury ;)

Były to drugie zawody, w których braliśmy udział. Poprzednie również były (współ)organizowane przez FreeXowe dziewczyny, ale w Łodzi - w klubie Dynamite Dogs. Tym razem jednak nie startowaliśmy na ciepłej, zielonej trwace, a na hali. Biegaliśmy po piasku, czyli podłożu, które jest bardzo wymagające i dla psów, i dla handlerów. Na naszą korzyść działał fakt, że doskonale znaliśmy te warunki, bo kilka ostatnich treningów przed zawodami odbyło się właśnie w końskiej hali. 

Jak się okazało już podczas przebiegów, niewiele nam to pomogło. Jechałam odrobinę zbyt pewna siebie - wbiłam sobie do głowy, że skoro tyle ostatnio biegaliśmy i w dodatku startujemy jedynie w Jumpingach 0 to wszystko pójdzie pięknie. Czekając na naszą kolej chciałam biec JUŻ i teraz, nie do końca skupiając się na stanie psychicznym Mora. To był chyba mój największy błąd (zaraz przed zostawieniem herbaty w domu...). Psa mam, jakiego mam - z problemami z motywacją, w dodatku dużego i nie zawsze skupionego na zadaniu. Nie oczekiwałam zawrotnych prędkości, a właśnie tego skupienia, którego nam obojgu zabrakło. Mi się włączył jakiś tryb dzikiego bordera, bo pomykałam między hopkami jak dzika, co chwilę gubiąc kontakt z Morem. Rudzielec jednak też się nie popisał, bo w pierwszym przebiegu koncertowo olał tunel. 

Pierwszy torek był bardzo, BARDZO prosty, co dodatkowo uśpiło moją czujność. No bo co to dla nas, skoro były tam bardzo łatwe zmiany i proste...? 

J01 był failem nad faile - przez totalny brak zgrania  (serio, każde z nas pląsało na całkiem innej tęczy) zdobyliśmy 3 odmowy, czyli disa. Moim zdaniem sprawę pogarsza fakt, że jedna z tych odmów była spowodowana moją olewką sytuacji. Podczas nauki toru doskonale wiedziałam, gdzie będę miała tendencję do zbędnego przyspieszania i zostawiania mojej sierotki. Poprawiałam te miejsca z milion razy, co nie przeszkodziło mi wcale w popełnieniu przewidzianych wcześniej błędów. Jednego z nich jakimś cudem udało mi się uniknąć (co może być zasługą potknięcia się - nie miałam jak wtedy przyspieszyć), ale drugi popełniłam dokładnie taki sam, jak zawsze - mocno wyprzedziłam Mora, odwracając klatkę piersiową OD niego, przez co on nie skoczył przedostatniej hopki. Po tak skopanym pierwszym biegu postanowiłam spiąć się bardziej, dać się sobie postresować tym razem przebiec ładnie. 

I co? I wcale nie było ładnie. Oglądając filmik z JO2 płakać mi się chciało. No, może nie tak dosłownie, ale trochę podłamał mnie poziom mojego handlingu. W tym biegu mieliśmy dwa błędy (tyczki, tyczunie...), które JA osobiście sprowokowałam. Moro jest duży, piach sprawy mu nie ułatwiał, tak samo jak kądy, pod którymi musiał skakaź. Normalna osoba w takiej sytuacji biegłaby cały czas Z psem, dość mocno go asekurując i starając się wybiegać dość duże łuki, żeby kluska się zmieściła. Ja też miałam plan być taką osobą, ale coś się nie udało. Obejrzałam kilka przebiegów innych teamów i aż się we mnie gotowało: miałam plan, torek pamiętałam, psa rozgrzałam i miało być super. I ZNOWU NIE BYŁO. Zamiast biec zgodnie z genialnym planem (no naprawdę był całkiem niezły no...) skracałam psu linię jak tylko mogłam. W dodatku po raz kolejny biegłam jakby na autopilocie, po prostu obok przeszkód. To samo było na poprzednich zawodach i zdarza się sporadycznie. Chyba jednak mogłam odstawić ten stresik i presję zapierdzielania, ups. 

Po zawodach poczyniłam w naszym dzienniku treningowym następujące notatki:
- mocniej rozgrzewać psa przed startem (bieg 1)
- skupić Mora, nie tylko siebie (ale siebie też bym trochę lepiej mogła)
- jaśniej komunikować się z psem (przed, po i w trakcie biegu)
- nie wyprzedzać - małe kroczki (to sobie chyba na czole wytatuuję)
- KLATA DO PSA! (to też :P)
- uśmiechnąć się przed startem, wyluzować :)
- w miarę możliwości analizować przebiegi innych (a nie tylko się bezmyślnie gapić i nakręcać)
- opracować strategię i TRZYMAĆ SIĘ JEJ 
- nie biec na autopilocie
- wymagać myślenia OD SIEBIE i prędkości OD PSA 
- walczyć o bieg od początku do końca, zaznaczać ostatnie przeszkody

Mimo licznych błędów bawiliśmy się całkiem zacnie - bardzo dziękujemy ekipie kibicującej! <3

Wnioski poczynione, plan treningowy w toku :) A jakbyście wątpili w moje skłonności masochistyczne - 8 maja jedziemy na kolejne zawody, tym razem 4 biegi i... strefki. Trzymajcie kciuki ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz