listopada 15, 2015

Nowe rzeczy, mądre rzeczy :)

Jako, że lubimy wyzwania i chcemy się rozwijać, postanowiłam nie rezygnować z multisportowości Mora. Nie, to nie znaczy, że będzie łapać frisbee ;) Przerabialiśmy to milion razy i dyski pozostaną w tej formie, w jakiej są obecnie, co z resztą bardzo się nam podoba. Moro to lubi, bo to on ustala granice i zasady zabawy, a ja taki układ lubię, bo... bo mój pies to lubi. No, to wiecie już, czym się nie będziemy zajmować. Więc o co kaman?! Co ja znowu wymyśliłam?!
Hmm... a obedience Wam coś mówi? :D Tak, tak, kochani! Po tylu miesiącach wzdychania do mądrych piesków robiących hopstóje, chodzących na niezrywalnym kontakcie, wesoło pląsających do kwadratu, w końcu wzięłam i spięłam doopkę, żeby chociaż zacząć, żeby zobaczyć, co Pan Pies na to. I wiecie co? Jest moc! Moro pała wielką miłością do wszelkiej maści sztuczek, małych i dużych, więc o początkowy zapał do klikania się nie obawiałam (a tak btw, o tym zapale do pracy pościk się kroi ;)). Obawiałam się, że dłubanie w szczegółach szybko się nam obojgu znudzi. Że moja dziurawa obi-wiedza i brak pomocnej motywacji na zabawki u Mora każą nam się poddać na starcie. Mimo to postanowiłam spróbować i nie żałuję :) Oczywiście, jak napisałam wyżej, wiele o obi to ja nie wiem. W zasadzie to nic nie wiem. Nie do końca nawet mam pojęcie, jak konkretne ćwiczenia powinny wyglądać, a już tym bardziej, jak doprowadzić do pożądanego wykonania. Dlatego też, zdając się na swój instynkt i zakładając, że znam Mora tak dobrze, jak go znam, zabraliśmy się za pozycje. Wydawały mi się najbezpieczniejszym początkiem i chyba jedyną rzeczą, jaką mogliśmy na własną rękę zacząć. Na razie nie wygląda to oczywiście ful profeszynal, bo bawimy się jakieś dwa tygodnie dopiero, ale się rozkręcimy, zobaczycie! :) Robimy sobie takie papisiowe kice i pace, stand z pac wygląda bardzo obiecująco, a nad ładnym standem z siadu pracujemy intensywnie. Póki co jestem na etapie organizacyjno-technicznego bólu mózgu: nie wiem, czy dawać komendy jedynie na pozycję do przyjęcia, czy na każdą zmianę pozycja-pozycja oddzielnie... Druga opcja wydaje mi się lepsza, bo na sygnał werbalny można u psa wypracować praktycznie automatyczną reakcję (jak na ciasne skręty) i Mo dostawałby bardzo precyzyjną informację. Z drugiej jednak strony muszę wykombinować jakieś krótkie, dźwięczne komendy na każdą jedną zmianę, a następnie wbić je psu do głowy, co nie jest wcale takie proste. Jest do zrobienia, wiem, bo widzę, jak ładnie reaguje na komendy na torze, ale odrobinę to potrwa. No i jeszcze ja będę musiała się tego wszystkiego nauczyć :P Tak więc mam dylemat... Obi-maniacy z obi-psami! Powiedzcie, co czynić, jak żyć, żeby potem to procentowało? Będziemy bardzo wdzięczni za każdą radę!

Przed pozycjami zaczęliśmy jeszcze jedno ćwiczenie, ale bez ambicji, żeby wprowadzić to na jakikolwiek poziom. Chodzi mi o chodzenie przy nodze. Hasło "Równaj!" mamy spalone, bo znaczy to po prostu, żeby Mo szedł blisko lewej nogi, jednak bez kontaktu ani skupienia. Więc nie o to chodzi. Zaczęliśmy na inną komendę, w zasadzie inne zachowanie - chodzenie z łopatką przyklejoną do mojej nogi, na kontakcie. No, na razie jest to kontakt psia paszcza -> moja dłoń, bo to początek początków jest. Ale boję się trochę, że Morowi zostanie nawyk wpatrywania się w moją rękę zamiast w oczy czy twarz. Tutaj zobaczymy, bo pewnie jeszcze długo od dłoni go nie oderwę ;)
Zastanawia mnie jednak w tym obidjęsowym chodzeniu przy nodze, czy to ładnie, jak pies nie tylko się do nogi przykleja, ale - nakręcony - wręcz pcha się na człowieka? Ja nie jestem niska, a Moro raczej nie robi tego jakoś mocno, ale nasila to się z każdą kolejną sesją i nie wiem, czy powinnam to eliminować jakoś (tylko... jak?!), czy zostawić. Nie to, żebym miała jakieś ambicje startów w zawodach czy coś. Tak długie łańcuchy precyzyjnych ćwiczeń, dodatkowo bez nagrody w trakcie i w opanowanym napięciu... Nieeee, to nie na ogarzy móżdżek zdecydowanie ;) Jego motywacja na pracę (mówiłam już, że będzie o tym post? :D) długo była baardzo słaba i nie chciałabym przypadkiem nadwyrężyć jego uroczego zapału. No i już go chyba przyzwyczaiłam/nauczyłam, że swoją ekscytację podczas robienia fajnych rzeczy może do woli pokazywać światu drąc japkę.  No i wysokie napięcie towarzyszy mu tylko podczas warowania na starcie na torze, trwa to chwilę, a zaraz potem przecież biegnie i się wyładowuje (i myśli, myśli dużo też!). Obawiam się więc, że wykonanie kilku obi-ćwiczeń pod rząd bez nagrody ani aktywnego przerywnika nie będzie możliwe w wykonaniu Mora. ALE będziemy starać się dojść do jakiegoś "w miarę" poziomu. Po co i dlaczego? A no bo ja nie lubię robić rzeczy chaotycznie, byle jak. Jak już się za coś brać (nawet dla zabawy) to tylko z odpowiednimi podstawami i w adekwatny do dyscypliny sposób.

A żeby sobie uprzyjemnić początki i poczuć się bardziej pro, wprowadziłam sygnał nagrody za psem :D Analogicznie, jest też "coś" na nagrodę przed psem, ale zazwyczaj... nie używamy obu na raz, bo nie ma takiej potrzeby :P No dobra, tak szczerze, to "Suuuuper, dawaj go!" wystarczyłoby w każdej sytuacji, ale mi się tak bardzo podoba, jak pieseczki rozróżniają te sygnały i tak ładnie panują nad móżdżkami :) Tak więc jeszcze to dłubiemy, o! 

Tak teraz sobie patrzę na ten post i widzę, że zdecydowanie więcej postawiłam pytań niż odpowiedzi. Wydaje mi się, że żeby nie zepsuć wszystkiego teraz, na starcie, powinnam udać się do jakiejś mądrej osoby, żeby popatrzyła, kopnęła w tyłek i powiedziała, co robić. Bo jak ja będę wiedziała co, to dam radę też wykombinować jak. A jakby się komuś z Was chciało naskrobać parę słów, dać jakąś mądrą radę - nie wahajcie się, będę baardzo wdzięczna ;)

PS jakby ktoś pomyślał, że zaniedbamy agility czy coś, to pomyślał źle ;) Obedience jest dla nas sposobem na zmęczenie móżdżków i wykorzystanie ciemnych wieczorów, a nie substytutem... naszej ukochanej dyscypliny. Bo w tym drugim to już wiele psu mądrych rzeczy nie pokażę, bo on wie dużo. Teraz przyszedł czas, żebym ja się nauczyła ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz